Do szpitala trafiają dzieci oparzone podczas rozpalania grilla
"Dotyka to w większości nastolatków, a więc młodych ludzi, których postrzegamy jak osoby odpowiedzialne, lecz pozostawieni sami z grillem, zachowują się nierozważnie i stają się ofiarami oparzeń" – podkreśliła w informacji prasowej chirurg dziecięcy w GCZD dr Anna Zioła-Paździora.
Jedynym z ostatnich hospitalizowanych pacjentów był 17-letni chłopak, który wcześniej rozpalał grilla płynną podpałką. Doszło do wybuchu oparów. Nastolatek doznał oparzeń twarzy, tułowia i kończyn górnych – ok. 30 proc. powierzchni ciała. Przeszedł kilkanaście zabiegów oczyszczania ran, wycinania martwicy i przeszczepów skóry.
Kolejnym przypadkiem była czteroletnia dziewczynka. Podczas zabawy wbiegła w rozpalony grill i oparzył ją wysypany rozżarzony węgiel. Doznała głębokich oparzeń tułowia i kończyn dolnych, wymagających wycinania martwicy i przeszczepów skóry.
Lekarze apelują o większą rozwagę i przypominają, że używanie rozpałek do grilla wymaga umiejętności. Podkreślili, że stosowanie do tego benzyny jest skrajnie niebezpieczne, a rany po takich oparzeniach są bolesne i długo się goją.
Ponadto grill powinni rozpalać i nadzorować osoby dorosłe. Przerzucanie tego obowiązku na dziecko, według lekarzy, może się skończyć tragicznie, a za narażanie go na niebezpieczeństwo grozi odpowiedzialność karna.
"Oparzenia, z którymi młodzi ludzie trafiają do GCZD, to nie tylko powierzchowne obrażenia rąk. Nierzadko trafiają do nas pacjenci, u których po wybuchu rozpałki oparzone są twarz, szyja, brzuch, klatka piersiowa, całe kończyny górne. Jeśli są to głębokie oparzenia, to młody człowiek może stać się niepełnosprawnym do końca życia" – przestrzegł szef Centrum Urazowego dla Dzieci w GCZD dr Andrzej Bulandra.
Medycy przypomnieli też o konieczności zabezpieczenia sprzętu po zakończeniu grillowania. Podkreślili, że do katowickiego szpitala trafiają także pacjenci, którzy boleśnie oparzyli sobie stopy właśnie w takich sytuacjach.
Jeśli dojdzie do takiego zdarzenia, należy jak najszybciej schłodzić ranę wodą w temperaturze pokojowej przez minimum 15 minut, aby ciepło zostało oddane i nie powodowało głębszych uszkodzeń.
"Należy korzystać z chłodnej wody o temperaturze około 20 stopni. Woda lodowata czy bardzo zimna powoduje obkurczanie naczyń krwionośnych, co tylko pogłębia uraz. Następnie należy zabezpieczyć ranę czystym opatrunkiem i jak najszybciej wezwać ratowników lub zgłosić się do lekarza" – poinstruowała dr Anna Zioła-Paździora.
Dodała, że można przy tym podać dziecku lek przeciwbólowy. Nie należy używać pianek, kremów czy żeli.
"Nie mówiąc już o babcinych sposobach typu maślanka – wszystko to spowalnia leczenie. Nie należy też podawać dziecku jedzenia przed wizytą w oddziale ratunkowym, bo może to utrudnić ewentualne znieczulenie małego pacjenta" – zaznaczyła lekarka.
Medycy zauważyli, że w skrajnych przypadkach dziecko może mieć też oparzone drogi oddechowe. Są to skomplikowane obrażenia, które leczy się na oddziałach intensywnej terapii. Są także niezwykle groźne dla zdrowia i życia.
"Poza tym oparzenie ewoluuje. To, że początkowo nie wygląda groźnie, nie oznacza, że np. przez noc nie rozwinie się w poważany stan. Taki jest mechanizm oparzenia. Dopiero po ok. 48-72 godzinach wiemy, jak bardzo jest głębokie. Dlatego kluczowa jest szybka konsultacja lekarska, by niezwłocznie wdrożyć odpowiednie leczenie" – podsumowała dr Zioła-Paździora.
W 2023 r. w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka leczyło się lub skorzystało z pomocy 251 pacjentów z oparzeniami. (PAP)
Autorka: Julia Szymańska
jms/ joz/
